Banner strony. Na przeźroczystym tle, czarny napis "Projekt SPINKa SPołeczne INfopunkty Klimatyczne" i logo drzewa, otoczonego splotem w stylu celtyckim.

Ekran z nowymi wiadomościami. Ikona strony Aktualności.
Domek. Ikona strony startowej.
Zielony liść. Ikona kategorii "Chcesz zrozumieć!"
Megafon. Ikona kategorii "Chcesz wiedzieć!"
Krąg społeczności. Ikona kategorii "Chcesz działać!"
Tęczowe koło. Ikona kategorii "Inne".
Sylwetka ludzka na tarczy rycerskiej, z niebieskim znaczkiem "check". Ikona strony z polityką prywatności.
Na niebieskim kole biała litera i. Ikona strony z informacjami o nas

Bezpieczeństwo narodowe to nie tylko armia. Ignorowanie zmiany klimatu to przepis na kryzys

„Nie chodzi o to, żeby straszyć, tylko żebyśmy nie czuli się bezradni. Skutki zmiany klimatu odczujemy najbardziej wtedy, gdy nie będziemy na nie przygotowani” – tłumaczy w rozmowie z OKO.press Urszula Stefanowicz z Koalicji Klimatycznej.

Szymon Bujalski, OKO.press: Gdy słyszę o bezpieczeństwie narodowym, myślę – wojna. Tymczasem Koalicja Klimatyczna przekonuje, że zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego jest zmiana klimatu.

Urszula Stefanowicz, ekspertka Koalicji Klimatycznej: Gdy mówimy o zmianie klimatu, często skupiamy się na gospodarczych lub społecznych korzyściach i kosztach polityki w tym zakresie. Oczywiście to wszystko jest bardzo ważne, ale punktem wyjścia jest właśnie wielowymiarowe bezpieczeństwo narodowe. Jeżeli nie będziemy bezpieczni, to inne rzeczy staną się po prostu mniej istotne.

Niestety, gdy władza nie dostrzega szeregu zagrożeń klimatycznych, to i się na nie nie przygotowujemy. Proszę zauważyć, co wybrzmiewa w dyskusjach o zbrojeniu się państw i przygotowywaniu na zagrożenia militarne. Można z nich wnioskować, że za nasze bezpieczeństwo jesteśmy gotowi sporo zapłacić, a nawet poświęcić. Okazuje się, że pieniądze z budżetu można zabrać z wielu rzeczy, byle tylko nie zabrakło ich na zbrojenie. Nie oceniam, na ile to słuszne. Twierdzę jedynie, że nasze bezpieczeństwo jest dla nas pewnym priorytetem.

Bezpieczeństwo to też dostęp do wody i żywności

A zmiana klimatu zagraża mu, bo…?

Bo oczekujemy od państwa, że zapewni nam bezpieczeństwo nie tylko poprzez obronę granic przed atakiem ze strony państw trzecich. Chcemy też mieć dostęp do czystej wody i żywności dobrej jakości, na którą będzie nas stać. Potrzebujemy energii elektrycznej i ciepła w domach, możliwości swobodnego przemieszczania się, edukacji, pracy. Oczekujemy, że lekarze, policjanci czy strażacy pomogą nam, jeśli stanie się coś złego. Zaspokojenie tych potrzeb będzie stopniowo stawało się coraz trudniejsze, jeżeli polskie władze nie zajmą się wszystkimi aspektami bezpieczeństwa klimatycznego. Tymi zdrowotnymi, energetycznymi, żywnościowymi, przemysłowymi, transportowymi, środowiskowymi. A także informacyjnymi, bo siły zewnętrzne i niektóre wewnętrzne usilnie starają się, by poprzez dezinformację dzielić społeczeństwo i podważać naukę.

Wybierzmy więc z raportu Koalicji Klimatycznej kilka najważniejszych aspektów, jak zmiana klimatu zagraża bezpieczeństwu narodowemu.

Trudno wybrać te najważniejsze, bo to trochę jak decydować, czy bardziej potrzebujemy energii, czy jedzenia. Ale spróbujmy.

To może zacznijmy od tej energii, a więc energetyki.

Klasycznym zagrożeniem dla dużych elektrowni węglowych czy w przyszłości jądrowej jest utrata lub ograniczenie dostępu do wody potrzebnej do zapewnienia chłodzenia. W przeszłości doświadczaliśmy już związanych z tym zakłóceń w działaniu elektrowni i oczywiste jest, że te problemy będą się tylko nasilać. Z kolei w przypadku odnawialnych źródeł energii istotne jest to, aby wiatraki były bardziej odporne na oddziaływanie silnych wiatrów, a panele fotowoltaiczne i baterie miały dobry zakres działania w różnych temperaturach. Technologie w obszarze OZE są jednak bardziej elastyczne, a także cały czas rozwijane i udoskonalane w odpowiedzi na nowe wyzwania m.in. w tym zakresie. Mamy więc dużo większe szanse dopasowywania ich do nowych warunków klimatycznych niż w przypadku tradycyjnych wielkoskalowych elektrowni.

Energetyka rozproszona i koniec węgla

Z perspektywy zwiększania bezpieczeństwa energetycznego istotne jest też dążenie w kierunku energetyki rozproszonej, opartej w znacznie większym stopniu na mniejszych lokalnych instalacjach. Jeżeli będziemy przesyłać prąd na mniejsze odległości, to zagrożenia związane z przerwami w dostawach, bo np. gdzieś zerwały się kable w związku z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi lub doszło do cyberataku czy fizycznego sabotażu, będą po prostu o wiele mniejsze. Jednocześnie nie możemy zapominać, że priorytetem i podstawą tych wszystkich zmian powinno być poprawianie efektywności energetycznej i zmniejszanie zapotrzebowania na energię.

Im mniej energii będziemy potrzebować, tym większe mamy szanse na sprawne przestawienie systemu energetycznego na właściwe tory. Jest to szczególnie istotne w świetle toczących się procesów elektryfikacji w szeregu sektorów, w tym w transporcie i ogrzewnictwie.

Starzejące się elektrownie, coraz droższe wydobycie węgla o coraz gorszej jakości, wpływ na zmianę klimatu… Czy zamiatanie tych problemów pod dywan nie jest proszeniem się o kryzys w energetyce? I czy w związku z tym podstawą bezpieczeństwa w tym sektorze nie powinna być też uczciwa rozmowa z górnikami?

Niezależnie od kwestii bezpieczeństwa z górnikami i szerzej z mieszkańcami regionów górniczych należy uczciwie rozmawiać. Brak otwartego dialogu może tylko utrudnić proces odchodzenia od paliw kopalnych. Warto mieć jednak na uwadze, że górnicy nie są ani jedyną, ani największą grupą dotkniętą przechodzeniem na gospodarkę neutralną klimatycznie. Powinniśmy się przygotować na to, że m.in. przemysł motoryzacyjny czy sektor rolniczy też będą musiały adoptować się do nowych realiów. To wszystko będzie wymagało dużego wysiłku. Różnica jest taka, że w górnictwie i energetyce większość rozwiązań leży już na stole i teoretycznie wiemy, co mamy robić.

Wyzwania pojawiają się przy przekładaniu ich na praktykę i właśnie podejmowaniu uczciwego dialogu z zainteresowanymi stronami. Wciąż wiele osób podejmujących kluczowe decyzje i zabierających głos w debacie publicznej żyje złudzeniami, że możemy dalej utrzymywać dokładnie taki system energetyczny, jaki mamy teraz. Że co najwyżej zamienimy węgiel na gaz lub w przyszłości na atom i sprawa załatwiona. To nierealne.

Rolnicy i Zielony Ład

A jak bezpieczeństwu narodowemu zagraża zmiana klimatu uderzająca w rolnictwo?

Z powodu zmiany klimatu rolnicy odnotowują coraz większe straty, a warunki do upraw stają się coraz trudniejsze. Z suszą mamy do czynienia już co roku – i co roku państwo wykłada coraz więcej pieniędzy na pokrycie związanych z tym strat. Ponadto zmiana klimatu wpływa na rolnictwo na całym świecie, a kryzysy w innych państwach także oddziałują na dostępność żywności w Polsce. To wszystko przekłada się na rosnące ceny – zarówno produktów wytwarzanych w Polsce, jak i tych importowanych. A problemy te będą się pogłębiać. Niektóre analizy pokazują, że do 2050 r. strata plonów pszenicy w Polsce może wzrosnąć czterokrotnie względem średnich strat z lat 1972-2000.

Rolnictwo będzie musiało się do tych zmian przystosować. Potrzebne będą inne metody upraw, inna ich struktura. Trzeba będzie odchodzić od przemysłowej produkcji żywności, która nie dość, że jest trudniejsza do dostosowania, to jeszcze znacząco pogłębia istniejące problemy.

Niedawno rolnicy wyraźnie pokazali, co sądzą o potrzebie zmian… Jak ich do tego skutecznie zachęcać, skoro są tym zmianom tak nieprzychylni?

Nie chodzi o to, żebyśmy poszli teraz do rolników przekonywać ich, że Zielony Ład jest dobry. Moje zdanie jest zresztą takie, że komunikacja unijnych i krajowych instytucji odnośnie ujętych w tym bardzo szerokim pakiecie reform została kompletnie położona. Można było je lepiej przedstawić i uzasadnić, a także uprościć, ułatwić ich wdrażanie i zmniejszyć obciążenia społeczne bez osłabiania celów. Ale w kontaktach z rolnikami język unijnych regulacji trzeba zamienić na rozmowę o codziennych potrzebach i problemach.

Zachęcić do krajowych produktów

W raporcie rekomendujemy przede wszystkim wspieranie naszej suwerenności żywnościowej. Należy więc zachęcać Polaków, żeby korzystali z krajowych produktów, a rolnikom ułatwiać utrzymanie modelu opartego na gospodarstwach mniejszych i rodzinnych. Potrzebne jest skrócenie łańcuchów produkcji i dostaw żywności oraz zmniejszenie liczby pośredników między konsumentami a rolnikami. Musimy też wspierać rolników, którzy wprowadzają rozwiązania zmniejszające emisje gazów cieplarnianych i obciążenie dla środowiska. I to nie tylko finansowo, lecz także informacyjnie, w zakresie rozpowszechniania dobrych praktyk. Ważne jest też różnicowanie produkcji rolniczej, czyli łączenie produkcji roślinnej i zwierzęcej, a najlepiej także stopniowe zwiększanie udziału uprawy roślin. Prędzej czy później jako konsumenci też będziemy przestawiać się na dietę zawierającą mniej mięsa. Po prostu środowisko nie udźwignie nieustannego obciążenia produkcją zwierzęcą.

Jednocześnie niezbędne jest wypracowanie krajowego programu adaptacji rolnictwa do skutków zmiany klimatu obejmującego narzędzia wsparcia dla rolników w tym zakresie. Zwiększanie odporności gospodarstw rolnych na skutki zmiany klimatu musi być realizowane w sposób skoordynowany, efektywny kosztowo i zapewniający maksymalizację korzyści społecznych. Dotyczy to zresztą nie tylko rolnictwa, bo takie strategiczne i długofalowe podejście potrzebne jest w przypadku właściwie wszystkich sektorów gospodarki i funkcjonowania społeczeństwa.

Punkt obowiązkowy: zdrowie

Kolejny punkt obowiązkowy w bezpiecznym państwie – zdrowie.

Gdy nadchodzi fala upałów, nawalny opad lub trąba powietrzna, powinniśmy wiedzieć, co robić, jak zabezpieczyć siebie, swoje dzieci, swój dom, jak pomóc innym itp. Niestety, nie jesteśmy uczeni, jak zachowywać się w takich ekstremalnych sytuacjach. Efekt jest taki, że coraz częściej mamy np. przypadki udarów, bo w upalny dzień ktoś postanawia pojeździć na rowerze silnie nasłonecznionymi ulicami przy ponad 30 st. C.

Niezwykle ważne jest też przygotowanie całego systemu opieki zdrowotnej. Gdy przychodzą upały, większość szpitali w Polsce się przegrzewa, bo nie ma odpowiedniego systemu wentylacji i klimatyzacji. Po prostu nie były budowane z myślą o tym, by funkcjonować w tak wysokich temperaturach. Nie zawsze szpitale są też wystarczająco dobrze przygotowane na przerwy w dostawie prądu. Z pewnością wiele z nich mogłoby zwiększyć swoje bezpieczeństwo energetyczne korzystając z własnych odnawialnych źródeł energii, najlepiej połączonych z magazynowaniem, a także trwale zmniejszając zużycie energii poprzez termomodernizację.

Osobna sprawa to przygotowanie lekarzy do zajmowania się nowymi chorobami wektorowymi. Przykładem takiej choroby jest borelioza, na którą choruje coraz więcej osób. W Polsce jest coraz cieplej, przybywa kleszczy, które dodatkowo są w stanie przeżyć przez coraz większą część roku i widzimy tego efekty. Lekarze muszą zostać przygotowani na rozpoznawanie chorób, które jeszcze niedawno pojawiały się u nas bardzo rzadko lub wręcz w ogóle nie występowały. W tym chorób tropikalnych.

Ścieżki rowerowe kosztem drzew

W raporcie wymieniacie też zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego, jakie wynikają ze zmiany klimatu dla transportu. Jak to się ze sobą łączy?

Transport to przede wszystkim infrastruktura. W ubiegłorocznej powodzi zostało uszkodzone między innymi ponad 3600 kilometrów dróg na terenie kilku województw, a także mosty, przepusty i ścieżki rowerowe. Z tej infrastruktury korzystamy na co dzień i niewątpliwie jej potrzebujemy – a w przypadku wystąpienia gwałtownych zjawisk pogodowych często ulega uszkodzeniu. W Polsce uparcie koncentrujemy wysiłki na inwestowaniu w nowe drogi lub poszerzanie istniejących, podczas gdy większość dostępnych pieniędzy, w tym unijnych, powinniśmy wydawać na modernizację istniejącej sieci dróg pod kątem zwiększenia ich odporności na zagrożenia klimatyczne. Tak, by nie topiły się w trakcie upałów i nie zmieniały w jeziora po nawalnych opadach. Warto też przy planowaniu inwestycji w infrastrukturę transportową brać pod uwagę to, że tory kolejowe są generalnie bardziej odporne na te zjawiska niż drogi.

Powszechnym błędem w naszym kraju jest też budowanie ścieżek rowerowych czy chodników kosztem istniejącej zieleni. Jedno i drugie jest potrzebne, ale władze publiczne boją się zabierać przestrzeń samochodom, więc wycina się zieleń, która jest niezbędna właśnie przy ciągach pieszych i rowerowych, żeby chronić ich użytkowników podczas wysokich temperatur. Gdy ktoś wychodzi na spacer lub zakupy, powinien mieć możliwość, by usiąść po drodze na zacienionej ławce. Mamy starzejące się społeczeństwo, a starsi ludzie nie będą w stanie poruszać się po mieście pieszo, jeżeli nie będą mieli gdzie odpocząć. Potrzebujemy więc mniej betonu, a więcej natury.

Wojsko i zmiana klimatu

Z podobnej przyczyny należy też dostosować do nowych warunków transport publiczny. Jeżeli ludzie mają jeździć pociągami i autobusami, to w upalne dni muszą mieć w nich chłodzenie. Sam transport publiczny, zgodnie z sugestiami Rzecznika Praw Obywatelskich, powinien być dostępny dla wszystkich obywateli przynajmniej na poziomie pozwalającym zaspokoić podstawowe potrzeby, takie jak dotarcie do lekarza czy urzędu. Czasami zapominamy, że nie każdy obywatel i obywatelka Polski może prowadzić samochód, ale tego typu potrzeby mamy wszyscy. Tylko rozwiązanie problemu wykluczenia komunikacyjnego pozwoli zmniejszyć trwale emisje CO2 i innych zanieczyszczeń związanych z ruchem drogowym.

Rozmawiamy o bezpieczeństwie narodowym, a pani mówi o zacienionych ławkach i braku chłodzenia w szpitalach… Gdzie tu zagrożenie dla Polski?

Po pierwsze – zagrożenia klimatyczne dotyczą też zdolności militarnych. Dostrzega je i ocenia jako istotne m.in. NATO. Samo wojsko też musi się adoptować do skutków zmiany klimatu, ponieważ wpływają na ludzi, sprzęt, infrastrukturę i logistykę. Instalacje wojskowe na wybrzeżach są zagrożone przez wzrost poziomu morza, fale upałów utrudnią żołnierzom realizację zadań podczas operacji lądowych itd.

Po drugie – jak wspomniałam już na początku rozmowy, nasze bezpieczeństwo to nie tylko bezpieczeństwo militarne. Bezpieczeństwo polega również na tym, że mamy co jeść, gdzie mieszkać i jesteśmy przygotowani na falę upału, bardziej odporni na susze i powodzie.

Bezpieczeństwo, ale czyje?

Ale to jest nasze bezpieczeństwo, a nie bezpieczeństwo narodowe.

Tyle że przekłada się ono właśnie na bezpieczeństwo narodowe. Dłuższe przerwy w dostawie prądu, wysokie ceny żywności spowodowane suszą czy duże zniszczenia infrastrukturalne, utrata życia i zdrowia wielu obywateli na skutek takich zjawisk jak powodzie – to wszystko wpływa na stabilność polityczną państwa. Bo pojawiają się dodatkowe obciążenia dla budżetu państwa, konflikty, niezadowolenie społeczne. A takie niekorzystne wydarzenia mogą być dodatkowo wykorzystywane przez wrogów zewnętrznych do podważania wiarygodności państwa w oczach obywateli. Uruchamiana przez nich lawina dezinformacji może jeszcze bardziej pogłębiać chaos i przyczyniać się do wzrostu niepokojów społecznych. Rządzący tracą poparcie, co może przekładać się na wyniki kolejnych wyborów. Może nawet dojść do upadku rządu i przejęcia władzy przez partie o skrajnych poglądach.

Im większa będzie skala tych zagrożeń, im trudniejsze stanie się sprawne radzenie sobie z nimi, tym większe ryzyko dla stabilności państwa. Widzimy to już w innych regionach świata, gdzie poważne ograniczenia w dostępie do wody i możliwości produkcji żywności przekładają się na wzmocnienie organizacji ekstremistycznych i napięcia w relacjach z sąsiadami – potwierdzają to badania prowadzone m.in. w Afryce Subsaharyjskiej.

Czym zagraża dezinformacja

Wspomniała pani o dezinformacji. To też rosnące zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego?

Zdecydowanie tak. Przy czym dzisiejsza dezinformacja klimatyczna nie polega już na przekonywaniu, że zmiana klimatu w ogóle nie zachodzi. Obecne metody skupiają się na tzw. narracjach opóźniania. Obejmują one przerzucanie odpowiedzialności na innych, straszenie kosztami, krytykę najlepszych dostępnych rozwiązań, bagatelizowanie konsekwencji zmiany klimatu czy wręcz odwrotnie – przekonywanie, że nic już nie da się zrobić, więc nie ma nawet sensu próbować.

Jednocześnie celem dezinformacji jest promowanie rozwiązań fałszywych i nieefektywnych, takich jak wychwytywanie CO2 z atmosfery. Ma to dać złudne przekonanie, że nie trzeba odchodzić od paliw kopalnych, bo kryzys klimatyczny uda się zażegnać innymi sposobami. Z polskiego raportu rządowego wynika, że Rosja traktuje dezinformację klimatyczną i energetyczną jako element wojny hybrydowej.
Istotnym kanałem rozpowszechniania dezinformacji są media społecznościowe, z których wiedzę czerpią szczególnie ludzie młodzi. Tymczasem platformy takie jak X, TikTok i inne nie potrafią, a często nie chcą, przeciwdziałać temu zjawisku. Do szerzenia dezinformacji może przyczyniać się także niewłaściwe wykorzystanie sztucznej inteligencji. Dezinformatorzy już uczą się tworzyć i upowszechniać treści w taki sposób, by były wychwytywane przez czaty AI.

Na zalew dezinformacji nie jest też przygotowany cały system medialny. Często opiera się na szukaniu sensacji i coraz szybszym podawaniu informacji z coraz słabszą ich weryfikacją. Badania Instytutu Spraw Publicznych, na które powołujemy się w raporcie, pokazują, że co trzecia informacja medialna o zmianie klimatu w Polsce zawiera elementy dezinformacji.

Do tego dochodzą braki w edukacji podstawowej. Nie daje ona wystarczająco dobrych podstaw w zakresie stosowania zasad logiki i umiejętności odróżniania prawdy od fałszu. W efekcie nie wykształcamy w młodych ludziach zdolności obiektywnej oceny informacji, które dziś docierają do nich z każdej strony. Możemy sobie z tymi wyzwaniami poradzić, ale wymaga to rozwiązań systemowych, w tym nowych regulacji dotyczących usług cyfrowych i medialnych oraz strategicznej współpracy instytucji rządowych, mediów, środowiska naukowego i organizacji pozarządowych w celu wzmocnienia odporności sytemu medialnego.

Adaptacja ma granice

Czy brak systemowych działań w zakresie bezpieczeństwa narodowego w obszarach, o których rozmawialiśmy, może doprowadzić do załamania funkcjonowania państwa w najbliższych dekadach?

W Polsce tak szybko zapewne nie. W bardziej narażonych lub niestabilnych z innych powodów krajach, np. afrykańskich czy wyspiarskich, może dojść do tego szybciej. Nie znaczy to, że skutki dla Polski czy innych krajów naszego regionu nie mogą być poważne i wielowymiarowe.

Warto mieć też na uwadze, że im większe emisje gazów cieplarnianych, tym z większymi wyzwaniami przyjdzie nam się mierzyć. Tymczasem adaptacja ma swoje granice. Jeżeli nie będziemy wystarczająco szybko redukować emisji gazów cieplarnianych i granice te będą przekraczane, to różne elementy funkcjonowania gospodarki i społeczeństwa zaczną działać coraz gorzej. Coraz trudniej będzie naprawiać zniszczenia, chronić życie i zdrowie obywateli. Dlatego najlepsze działania to te, które łączą adaptację i zwiększanie odporności na zagrożenia klimatyczne z ograniczaniem emisji. Jak na przykład rozwój transportu publicznego, w tym kolei, ocieplanie domów czy rozwój rozproszonej energetyki odnawialnej.

Wyjąć głowę z piasku

Wszystko, o czym mówimy, wymaga zmian nie tylko na poziomie systemowym, infrastrukturalnym, ale i społeczeństwa. Nie wydaje się, żeby było ono gotowe na zmiany w codziennym życiu czy na rynku pracy.

To częściowo prawda. I z pewnością wpływa na to nastawienie polityków do tego tematu. Chowanie głowy w piasek nic nam jednak nie da. Udawanie, że problemu nie ma, że możemy nie zajmować się polityką klimatyczną, a społeczeństwo nie ma się czym przejmować, jedynie pogorszy sytuację.

Dlaczego?

Im bardziej media i politycy oddają pole populistom i osobom podważającym sens działania na rzecz bezpieczeństwa klimatycznego, tym trudniej jest przekonać ludzi, że nie jesteśmy bezradni. Że możemy się dostosować, tak jak do wielu innych rzeczy. Wiedza o tym, że palenie szkodzi, w końcu się upowszechniła. Trochę to trwało, ale jako społeczeństwo zmieniliśmy się i zaakceptowaliśmy ograniczenia, np. dotyczące palenia w miejscach publicznych. Teraz jest to coś oczywistego.

I nie chodzi o to, żeby straszyć ludzi zmianą klimatu, tylko żebyśmy właśnie nie czuli się wobec niej bezradni. Te zmiany pojawią się tak czy inaczej. Najbardziej odczujemy skutki wtedy, gdy nie będziemy na nie przygotowani.

Ludzie potrafią się uczyć i zmieniać swoje zachowania. Rolą decydentów w tym wszystkim jest łagodzenie polaryzacji i zmiana podejścia do tematyki klimatycznej z nacechowanej silnymi emocjami na znacznie bardziej praktyczne, nastawione na rozwiązania. A także stworzenie społeczeństwu takich warunków, w których działania korzystne dla bezpieczeństwa klimatycznego będą ułatwione i korzystne także społecznie. Tak, by ich wybór był po prostu wyborem rozsądnym.

Artykuł Bezpieczeństwo narodowe to nie tylko armia. Ignorowanie zmiany klimatu to przepis na kryzys pochodzi z serwisu Ziemia na rozdrożu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *