Banner strony. Na przeźroczystym tle, czarny napis "Projekt SPINKa SPołeczne INfopunkty Klimatyczne" i logo drzewa, otoczonego splotem w stylu celtyckim.

Ekran z nowymi wiadomościami. Ikona strony Aktualności.
Domek. Ikona strony startowej.
Zielony liść. Ikona kategorii "Chcesz zrozumieć!"
Megafon. Ikona kategorii "Chcesz wiedzieć!"
Krąg społeczności. Ikona kategorii "Chcesz działać!"
Tęczowe koło. Ikona kategorii "Inne".
Sylwetka ludzka na tarczy rycerskiej, z niebieskim znaczkiem "check". Ikona strony z polityką prywatności.
Na niebieskim kole biała litera i. Ikona strony z informacjami o nas

Certyfikacja energetyczna budynków na szkodę Polski i Polaków

Ministerstwo Ochrony Interesów Deweloperów (MOID), działające czasowo pod wprowadzającą w błąd nazwą Ministerstwa Rozwoju, ogłosiło projekt zmian w rozporządzeniu o certyfikacji energetycznej budynków. Kadry tego ministerstwa od dziesięcioleci zabiegają o jak najkorzystniejsze warunki dla rozwoju deweloperskiego biznesu.

Istotą działalności deweloperskiej jest bezwzględna maksymalizacja zysku na każdym wybudowanym metrze kwadratowym powierzchni użytkowej mieszkania (m²pum). Zysk w oczywisty sposób zależy od kosztów budowy, a każde wymuszone przepisami podniesienie, w interesie użytkowników, wymagań stawianych budynkom w zakresie, ochrony zdrowia, bezpieczeństwa i efektywności energetycznej, podnosi koszty budowy i godzi w poziom zysków deweloperów. Tym samym staje się przedmiotem głębokiej troski urzędników MOID.

Tak też było w przypadku Dyrektywy 2002/91/UE, wprowadzającej certyfikaty energetyczne budynków. Dyrektywa ta miała na celu uruchomienie konkurencji pomiędzy deweloperami poprzez dostarczenie ich klientom czytelnej informacji o energochłonności budynku. Ta metoda stymulacji podnoszenia standardu energetycznego urządzeń, w tym sprzętu AGD, została wprowadzona dziesięć lat wcześniej we wrześniu 1992 r. Dyrektywą Rady 92/75/EWG w sprawie wskazania przez etykietowanie o zużyciu energii przez produkt.

Zaowocowała ona ponad 80% spadkiem energochłonności od 1992 roku do teraz, a w wielu asortymentach widać, że wkrótce uzyskamy sprawności zbliżone do maksymalnych teoretycznych. Skala postępu była tak duża, że w kolejnej odsłonie Dyrektywy trzeba było zmienić system oznaczeń klas energetycznych, wprowadzając w miejsce najwyższej klasy A+++ klasę C. Taki postęp w zakresie efektywności energetycznej był możliwy jedynie poprzez wprowadzenie znaczących innowacji i ogromny wysiłek inwestycyjny przemysłu urządzeń napędzanych energią. Dyrektywy wymuszające na producentach ten wysiłek powstały w interesie konsumentów, obywateli i środowiska.

Spektakularne sukcesy idei rynkowego wymuszania podnoszenia efektywności energetycznej spowodowały, że w 2002 roku Parlamentu Europejskiego i Rady uchwaliły Dyrektywę 2002/91/WE w sprawie charakterystyki energetycznej budynków.

Niestety dla deweloperów, wdrożenie Dyrektywy w Polsce byłoby zamachem na poziom ich zysków. Na szczęście dla nich na swoich stanowiskach trwali lojalni urzędnicy MOID, wtedy na etatach Ministerstwa Infrastruktury. Trzy lata po obligatoryjnym terminie wdrożenia Dyrektywy, we współpracy z lobby energetycznym (dla którego spadek zapotrzebowania na energię także był zamachem na ich zyski), znaleziono sposób na wyeliminowanie zagrożeń dla biznesu deweloperskiego. Zamiast czytelnego dla wszystkich literowego oznaczenia klas energetycznych wprowadzono tzw. „linijkę”, zrozumiałą wyłącznie dla wąskiej grupy ekspertów. Jakby tego było mało, zamiast informacji o tym, ile według licznika (bo za to płacimy) energii zużywa budynek, uzyskaliśmy informację, ile zużywa on Energii Pierwotnej (EP) paliw nieodnawialnych. Energia Pierwotna to energia, którą kupujemy nazywana Energią Końcową (EK) pomnożona przez tzw. wskaźnik „wi”. Ten wskaźnik teoretycznie miał wskazywać, jaki jest poziom emisji CO2 źródła energii, którą ogrzewamy budynek.

To w teorii, bo po uwzględnieniu interesów górnictwa okazało się, że brew prawom fizyki, emisyjność węgla kamiennego a nawet brunatnego i gazu ziemnego są identyczne i dla wszystkich tych paliw wi = 1,1. Prawa fizyki jak widać nie są barierą dla znacznej części klasy politycznej. W sprzęcie AGD klasa energetyczna informowała klienta o kosztach eksploatacji. W budynkach raczej dezinformuje niż informuje. Bo budynek o zapotrzebowaniu na Energię Końcową EK = 100 kWh/m²/rok opalany węglem będzie miał EP=110 kWh/m²/rok.

Z przepisów jeszcze bardziej cieszyć się może grupa interesów związana ze spalaniem biomasy. Ten sam budynek opalany często droższym na jednostkę ciepła peletem, dla którego wi=0,2, będzie więc miał EP = 20 kWh/m²/rok, w ten sposób w percepcji przysłowiowego Kowalskiego podszywając się pod budynek energooszczędny …w którym za pięć razy mniej zapłacimy więcej. Warto zadać sobie pytanie: po co rządzący robią nam wodę z mózgu.

Mielące powoli biurokratyczne młyny Unii dostrzegły patologię w sposobie wdrożenia Dyrektywy 92/2002/UE i 24 kwietnia 2024 roku uchwalono Dyrektywę (UE) 2024/1275, zwaną EPDM. Dyrektywa wprowadza obligatoryjny wymóg oznaczeń literowych klas energetycznych, tak jak w sprzęcie AGD. Biurokracja unijna jest dziecinnie naiwna, jeśli myśli, że wymusi w ten sposób wyścig szczurów o najwyższą efektywność energetyczną polskich deweloperów. Urzędnicy MOID, dziś na etatach Ministerstwie Rozwoju, to prawdziwi tytani pracy i intelektu. Wymyślili, że praktycznie każdy budynek minimalnie lepszy niż to narzucają przepisy budowlane EP ≤65 kWh/m²/rok będzie miał klasę energetyczną A dla której EP ≤59 kWh/m²/rok.

I tak widmo konieczności konkurowania jakością energetyczną budynków pomiędzy deweloperami zostało zażegnane. Dzięki urzędnikom MOID nie będzie konieczności budowania tańszych w eksploatacji domów. Po raz kolejny przekonujemy się, że rządzący Polską na pierwszym miejscu mają interesy różnej maści lobbystów, a dobro obywateli w ‘d…’.

Artykuł Certyfikacja energetyczna budynków na szkodę Polski i Polaków pochodzi z serwisu Ziemia na rozdrożu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *