Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się tematowi, który pod dywan zamiatają politycy. Chodzi o ulatnianie się z polskich kopalń metanu – gazu cieplarnianego, który w 20-letniej perspektywie czasowej wpływa na globalne ocieplenie aż 80 razy bardziej niż dwutlenek węgla
Metan utrzymuje się w atmosferze o wiele krócej niż CO₂. Ograniczenia jego emisji można osiągnąć względnie szybko i tanio. Właśnie z tego powodu redukcja emisji metanu jest zdaniem wielu naukowców i ekspertów „nisko wiszącym owocem”, który można zebrać dość łatwo. Na razie jednak kopalnie – według analizy Najwyższej Izby Kontroli – po te rozwiązania nie sięgają. Za dwa lata, kiedy w życie wejdzie unijne rozporządzenie metanowe, polskim spółkom węglowym mogą grozić wysokie kary.
Tymczasem, jak podaje Międzynarodowa Agencja Energetyczna, około 40 proc. emisji metanu z paliw kopalnych można ograniczyć bez ponoszenia kosztów netto. Jak wyjaśnia Agencja, koszty redukcji emisji tego gazu cieplarnianego są niższe niż wartość rynkowa wychwyconego i sprzedawanego metanu.
Rozporządzenie metanowe
W grudniu 2021 Komisja Europejska przedstawiła propozycję rozporządzenia metanowego. Z początku zakładało ono bardzo restrykcyjne limity emisji, wynoszące 0,5 tony metanu na kilotonę wydobytego węgla. Dodatkowo od 2027 roku miał wejść w życie zakaz uwalniania metanu do atmosfery.
„Rozporządzenie metanowe jest szkodliwe dla polskiej gospodarki. W praktyce jego wprowadzenie mogłoby oznaczać likwidację polskiego górnictwa, a co za tym idzie realne zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski” – mówił w 2023 roku Jacek Sasin, wicepremier w rządzie Zjednoczonej Prawicy.
Ostatecznie polska strona wywalczyła znaczące ustępstwa. W finalnej treści rozporządzenia, które przyjęto w połowie 2024 roku, zwiększono limity emisji z 0,5 do 5 ton metanu na kilotonę wydobytego węgla od 2027 roku, a następnie do 3 ton od roku 2031. Polska jest jednak nieprzygotowana również i do tych znacząco osłabionych wymagań. I to właśnie ten problem zwraca uwagę Najwyższa Izba Kontroli.
NIK: Miliardowe kary za metan
Technicznie można albo ograniczać emisje metanu, albo wykorzystywać gospodarczo ten, który ulatnia się przy wydobywaniu surowców. Jak wskazuje NIK, gospodarcze wykorzystanie kopalnianego metanu jest jednak w Polsce „na niskim poziomie”, wynoszącym ok. 25 proc.
„W przypadku utrzymania się obecnego trendu emisji niewykorzystanego gospodarczo metanu do atmosfery, polskim spółkom węglowym już w 2027 grozić będą miliardowe kary” – przestrzega Izba. NIK odnotowuje, że polskie prawo nie określa limitów emisji metanu związanych z eksploatacją węgla kamiennego pod kątem ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Obowiązujące normy dotyczą wyłącznie bezpieczeństwa pracy. Tymczasem polskie kopalnie emitują średnio od 8 do 14 ton metanu na kilotonę wydobytego węgla.
Jest to więc wyraźnie powyżej poziomu 5 ton, który zacznie obowiązywać już za niecałe dwa lata. Co więcej, polski górnik wydobywa węgiel z coraz głębszych złóż, które mają coraz większą zawartość metanu. „Oznacza to, że w przyszłości polskie kopalnie – o ile redukcja emisji nie przyspieszy – będą emitować więcej metanu. Tym samym rośnie ryzyko nieosiągnięcia celów rozporządzenia metanowego” – komentuje NIK. I dodaje, że w Polsce brakuje zarówno inwestycji w odpowiednie technologie, jak i koordynacji działań pomiędzy różnymi ministerstwami. W skrócie: polityczne zaangażowanie w rozwiązanie istniejących wyzwań jest znikome, o ile w ogóle istnieje.
Polityka „jakoś to będzie”
„Metan to gaz szczególnie niebezpieczny dla klimatu. Nasz kraj ma niestety z emisjami metanu poważny problem – krajowy sektor produkcji energii jest cztery razy bardziej emisyjny niż średnia unijna. To w ogromnym stopniu wina wydobycia węgla” – mówi w rozmowie z OKO.press Paweł Szypulski, dyrektor Greenpeace Polska. Według niego wyniki kontroli NIK „pokazują, jak krótkowzroczne i nieodpowiedzialne jest podejście rządzących do tego wyzwania”.
„Emisje metanu z kopalń węgla kamiennego politycy traktują tak jak inne problemy z górnictwem. Na zrzuty szkodliwych ścieków pokopalnianych do polskich rzek lub fatalną sytuację ekonomiczną branży przymykają oczy. Liczą na to, że jakoś to będzie. Ewentualnie winą za swoją nieudolność obarczają innych, choćby unijne instytucje czy poprzednie rządy” – komentuje Szypulski. „Rozporządzenie metanowe nie pojawiło się znikąd. Był czas, by przygotować na nie polskie kopalnie. Rachunek za zaniedbania polityków w tym obszarze mogą niedługo otrzymać krajowe spółki górnicze, a te swoim zwyczajem zapewne obarczą nim społeczeństwo – zarówno w formie kolejnej transzy pomocy publicznej, której będą się domagać, jak i kosztów środowiskowych emisji metanu, które poniesiemy wszyscy” – dodaje.
Harmonogram bez związku z rzeczywistością
„Polskie górnictwo ma wiele problemów – spada wydobycie, są problemy finansowe i niezbędna jest finansowa kroplówka od państwa. Branża potrzebuje realnego harmonogramu zamykania kopalń. Obecny (zakłada, że ostatnie kopalnie będziemy wygaszać dopiero w 2049 roku – od aut.) jest zupełnie oderwany od szybszego niż prognozowano spadku zapotrzebowania na węgiel. Emisje metanu będą kolejnym dużym problemem. Inwestycje polskich spółek węglowych w zmniejszenie swoich emisji są mocno opóźnione” – wylicza Zuzanna Charkowska, analityczka w fundacji Instrat.
Czy rzeczywiście rząd i resorty nie są w stanie wypełnić unijnych wymogów, czy po prostu nie chcą?
„Rozporządzenie metanowe w kształcie, który wszedł w życie, to i tak łagodniejsza wersja pierwotnych planów, za co odpowiadają m.in. polscy europosłowie i europosłanki. Radykalne poprawki, które zgłaszał polski przemysł węglowy, miały jeszcze bardziej osłabić tę regulację, ale na szczęście nie zostały przyjęte. Obecne wymogi są znane od prawie pięciu lat, więc czasu na przygotowanie było wystarczająco dużo” – odpowiada Charkowska.
Eksperci zwracają przy tym uwagę, że obawy o miliardowe kary mogą okazać się przesadzone.
Kary grożą czy nie?
NIK tłumaczy, że według rozporządzenia metanowego kary mają być ustalone na poziomie, który „skutecznie pozbawi podmioty odpowiedzialne za emisje korzyści finansowych wynikających z naruszeń”. Wysokość tych kar i ustanowienie przepisów je regulujących spoczywa jednak na barkach państw członkowskich. W skrócie: ogólne zasady mają być zgodne z rozporządzeniem, szczegóły ustalają już poszczególne rządy.
„Jest wysoce nieprawdopodobne, aby KE nałożyła na państwa członkowskie miliardowe kary za nieprzestrzeganie rozporządzenia metanowego. Nie przewiduje ono konkretnego systemu sankcji. Wyznacza jedynie ogólne zasady, którymi państwa członkowskie powinny się kierować przy ustalaniu wysokości kar” – tłumaczy Flora Witkowski, ekspertka ds. polityki gazowej w CAN Europe.
Według Witkowski rozporządzenie metanowe „zaprojektowano tak, aby można je było wdrażać w sposób wykonalny i stopniowy”. I choć państwa członkowskie, w tym Polska, nie dotrzymały już pierwszych terminów zapisanych w rozporządzeniu, to na ten moment żadnych konsekwencji spodziewać się nie należy.
„Widzimy już teraz, że KE toleruje opóźnienia. Pierwsze reakcje następują w formie ostrzeżeń, dialogu i prawdopodobnie pomocy technicznej udzielanej przez nieformalną grupę roboczą ekspertów ds. metanu, utworzoną przez Komisję” – mówi ekspertka CAN Europe. „UE wymaga wdrożenia kar, ale rząd może stworzyć też zachęty. Ulgi podatkowe, wsparcie inwestycji czy pomoc publiczna – to są realne bodźce nastawione na inwestowanie i rozwiązania problemu, a nie tylko ponoszenie konsekwencji” – dodaje Charkowska.
Artykuł Kopalnie pod lupą NIK. Grożą im miliardowe kary? pochodzi z serwisu Ziemia na rozdrożu.
Dodaj komentarz